"Gratislavia" - Wrocław 31 Marca 2012

Link do pełnej galerii zdjęć
miejsce: Wrocław
impreza goszcząca eliminacje: Gratislavia
termin: 31 marca 2012 roku (sobota), od godziny 16:00 do godz. 12:00 w niedzielę
liczba uczestników : 31

nagrody:
1 miejsce – do wyboru: Qwirkle, Colonia, Linie Lotnicze (wybrano Qwirkle)
2 miejsce – do wyboru: Księstwo, Montego Bay (wybrano Księstwo)
3 miejsce – do wyboru: Aton, Turbo Taxi (wybrano Turbo Taxi)

podium:
1 miejsce – Wojtek „wc” Chuchla
2 miejsce – Russ Williams
3 miejsce – Małgorzata „Eugenia” Gieleń

Przyjazd na eliminacje do Mistrzostw Polski w Qwirkle był już naszą trzecią wizytą planszówkową we Wrocławiu. Za pierwszym oraz drugim razem to piękne miasto przywitało nas deszczem, chłodem i niepogodą. Niestety nie inaczej było tym razem – kiedy tylko przekroczyliśmy granice miasta złapał nas krótki, acz intensywny deszcz, dzięki któremu zgubiliśmy drogę i zaczęliśmy kluczyć. Nie wróżyło to nic dobrego… Kiedy wreszcie znaleźliśmy budynek, byliśmy już pół godziny spóźnieni na spotkanie z organizatorami Gratislavii, a sama impreza już się zaczynała…

Z pewnym niepokojem weszliśmy do środka budynku. Jak się okazało zupełnie niepotrzebnie się obawialiśmy. Zostaliśmy ciepło przywitani przez organizatorów, którzy pomogli nam wnieść torby z nagrodami, egzemplarzami Qwirkle i zegarami szachowymi (które są nie wiedzieć czemu wyjątkowo ciężkie) oraz rozwiesić baner informujący o Mistrzostwach.

Uczestnicy festiwalu powoli zaczynali się kłębić w kolejce do wypożyczalni, a my rozłożyliśmy się z egzemplarzem gry i zaczęliśmy zachęcać ludzi do jej wypróbowania. Czasu mieliśmy sporo – w końcu eliminacje zaplanowane były optymistycznie na godzinę 16:00… Organizatorzy Gratislavii po raz kolejny okazali się być bardzo pomocni i raz po raz zapowiadali nasz turniej oraz zachęcali do nauczenia się gry. I oto przyszedł czas turnieju. I pierwsza niespodzianka – okazało się, że zapomnieliśmy aparatu fotograficznego. Na szczęście kryzys zażegnali zawsze pomocni organizatorzy całej imprezy… Drugą niespodzianką, tym razem już miłą, była liczba zgłoszonych na turniej – 31 osób! Uspokojeni rozlosowaliśmy trójki grających. Obyło się na szczęście bez większych zgrzytów i wszyscy zgodnie usiedli przy stołach. Gracze byli naprawdę różnorodni – od ośmioletnich smyków do osób już po czterdziestce. Wszyscy zdawali dobrze się bawić, a duch rywalizacji był jedynie lekko wyczuwalny.

Po pierwszej rundzie okazało się, że mamy już godzinę 17:00 i 24 uczestników. Zdecydowaliśmy się więc na dramatyczny krok – wprowadzenie zegarów szachowych, które odtąd towarzyszyły już każdym eliminacjom. Ich obsługa przerosła jednak zarówno niektórych organizatorów turnieju jak i uczestników ;) Problemy pojawiły ze wszystkim – począwszy od wciśnięcia odpowiedniego guzika, skończywszy na 4 falstartach zniecierpliwionych par, po których trzeba było nastawiać zegary na nowo. Z drugą rundą ruszyliśmy z 20-minutowym opóźnieniem i jakże cennym doświadczeniem, że przed rozpoczęciem gry z zegarami szachowymi należy stanąć na stole i głośno wrzasnąć „nie zaczynać gry bez mojego znaku, bo zabiję i poćwiartuję!”.

Dalsze rundy odbyły się już bez większych perturbacji, choć późniejszy zwycięzca tego etapu eliminacji – wc – wskazał nam kilka regulaminowych niedociągnięć, jak choćby sposób karania za błąd w trakcie gry. Wskazówki zostały potem przedyskutowane i na kolejny eliminacjach wprowadzono zmiany.

Półfinał eliminacji skończył się niestety o 19:10. Finał zakładał 3 gry, a więc zająłby zapewne jeszcze półtorej godziny. Turniej, który miał trwać 4 godziny, zaczynał się niebezpiecznie przedłużać. Na szczęście wszyscy uczestnicy finału – WC, Russ i Eugenia zgodnie wystąpili z propozycją zagrania finału następnego dnia. Jak się później okazało było to dla nas błogosławieństwem – po turnieju byliśmy tak zmęczeni, że jedyne o czym marzyliśmy to zjedzenie jakiegoś obiadu i pójście spać. Nie dane było nam jednak tak łatwo zrealizować marzenia. Po opuszczeniu gościnnych murów budynku, zaczął padać ostatni tej wiosny śnieg. Tak, był 31 marca i padał gęsty, biały, zimny, jak najbardziej prawdziwy śnieg. Wrocław po prostu nas nie lubił…

Znowu zabłądziliśmy, upolowaliśmy jakieś jedzenie, odnaleźliśmy Chopper Hostel, do którego trochę baliśmy się wejść, a następnie padliśmy na łóżko w 8-osobowym pokoju zajmowanym tylko przez naszą dwójkę.

Rano zwlekliśmy się z łóżka, zjedliśmy całkiem dobre śniadanie i powędrowaliśmy z powrotem na Gratislavię poprowadzić finał. Na miejscu wylosowaliśmy pierwszą parę – WC i Russa. Na życzenie finalistów zrezygnowaliśmy z zegarów szachowych, które – jak twierdzili – wprowadzały jedynie niepotrzebny stres i pośpiech (z czym się definitywnie nie zgadzamy!). Partie finałowe przebiegały w ciszy i skupieniu. Walki były zacięte i wyrównane, choć ostatecznie wygrał wieloletni scrablista oraz autor wielu pomocnych uwag – WC, pokonując obu przeciwników. Russowi udało się wygrać partię z Eugenią, która miała wyjątkowego pecha do klocków na początku gry. Po rozegranych partiach pozostało nam tylko wręczyć dyplomy i nagrody w świetle jupiterów i fleszów w głównej sali Gratislavii (eliminacje odbywały się w mniejszej przyległej do głównego holu salce) oraz zaprosić WC i Russa do Poznania na finał Mistrzostw.

Wrocław opuszczaliśmy niedługo po rozdaniu nagród, szczęśliwi, że pierwsze eliminacje mimo drobnych błędów, całkiem się udały. Tym razem deszcz nie padał…

Kilku osobom należą się osobne i specjalne podziękowania. Dziękujemy więc całej ekipie z Gratislavii oraz:
- MisterC za sznur, drabinę, robienie za wielbłąda oraz klakiera, wszelką pomoc i uśmiech
- Skannie, Czarnej i wielu innym wrocławiakom, których nicków nie pamiętam, a którzy bardzo ciepło nas przyjęli i z którymi bardzo miło się nam rozmawiało
- Tokage za zdjęcia robione podczas turnieju
- WC za cenne uwagi i wskazówki odnośnie regulaminu
- Ekipie, z którą grałam w Let’s take a hike, mimo iż nie podzielała mojego entuzjazmu do gry i nie zachwycała się misiem :(
- Człowiekowi-Z-Szatni, który wykazywał się anielską cierpliwością, gdy po raz kolejny nielegalnie wkraczałam na terytorium zamknięte, bo „znowu czegoś zapomniałam z siatek”.